Powiedziałam mężowi, że chcę rozwodu

Voucher

Tak drastycznie nie było u nas nigdy na święta. W tym roku jednak miarka się przebrała. 9 lat temu bezproblemowo postawiłam granice i nikt nie miał prawa ich przekroczyć, a w tym roku jakoś wszystko poszło nie tak. I to moja wina, a nie jego, ale się z nim rozwiodę, żeby uciec od własnej odpowiedzialności…

Tak naprawdę to te święta były cudowne, ale ja się wkurzyłam bardziej na siebie tyle, że wyprojektowałam na mężu własne frustracje tylko dlatego, że uległam jego zachciankom, a było to tak:

4 miesiące temu stworzyłam pewien program/system/metodę do pozbywania się kompulsywnego objadania. Od lat zmagałam się z tym mimo, że przepięknie schudłam właśnie 9 lat temu, to przez całe lata robiłam sobie krzywdę objadając się owocami. Od tego się nie przytyje – tak sobie to tłumaczyłam. Więc zamiast pożerać niezdrowe i przetworzone buły czy fastfoody, dokonywałam na sobie tortur w postaci codziennego pochłaniania ogromnych ilości owoców. Raz były to winogrona, raz arbuz, raz pomarańcze. Żadne inne owoce mi nie pasowały do tego. Wodniste i szybko napełniające trzewia.

Nie chcę się zagłębiać w psychologię takiego aktu, bo nie mam kompetencji, ale przez te lata szukałam sposobu na to, by się tego destrukcyjnego zachowania pozbyć. Samodyscyplina i kolejny gwałt na sobie likwidujący poprzedni gwałt to droga do nikąd.
Jestem typem człowieka, który musi mieć czarno na białym udowodnione wielokrotnie powtarzalne efekty, aby zastosować jakąś metodę. Ale nie do końca, bo jak to się mówi, tonący brzytwy się chwyta.

Wiele razy już mówiłam o tym, że mieszkam we Włoszech, w jednym z bardziej sejsmicznych terenów. Kiedy ok 7 lat temu nawiedziło nas kolejne trzęsienie ziemi o sile 6,3 w skali Richtera (oczywiście rząd obniżył do 5,9 zdaje się ponieważ prawo przewiduje, że jeśli trzęsienie jest silniejsze niż 6,1, musi pokryć finansowe szkody obywateli), a potem jeszcze przez miesiąc mieliśmy około tysiąc wstrząsów wtórnych, stałam sie psychicznym zombie. Którejś środy nawet, na zoomie zespołowym o 21:00 ludzie patrzyli, jak u mnie tańczy lampa, bo akurat ziemia się zatrzęsła.
Już wtedy byłam od kilkunastu lat w trakcie leczenia nerwicy lękowej, na psychotropach, które regularnie codziennie zażywałam. Był to głównie alprazolam, wcześniej afobam i tak całe lata się tym faszerowałam.

To trzęsienie było tak straszne, że już całkiem straciłam głowę. Moje zmysły oszalały. Cały czas miałam wrażenie, że budynek się rusza. Mój najważniejszy punkt odniesienia to była wisząca lampa. Ona pokazywała mi, że to mój mózg kreuje i nic się nie dzieje. To są niesamowite rzeczy, kiedy nic się nie dzieje, ale mózg, ta bestia steruje Twoim systemem nerwowym i nakazuje błędnikowi tańczyć. Tracisz równowagę na prostej, nieruchomej podłodze i się prawie przewracasz. Takie miałam jazdy po kilka, kilkanaście razy dziennie, histeria wśród ludzi, uczucie, że chodnik się rusza….
Oszalałam ze strachu po prostu. To było apogeum wycieńczenia organizmu od nieprzespanych nocy, bo wystarczyło, że mój mąż poruszył się na łóżku i ja z krzykiem wystrzeliwałam na równe nogi.

Ten najbardziej krytyczny stan utrzymywał się przez 10 dni. Mój psychiatra dał mi silniejsze leki, które nie zadziałały w ogóle. I wtedy stwierdziłam, że poszukam czegoś w sieci. Po 10 dniach paraliżującego strachu, usiadłam przy biurku, wstukałam parę pytań do googla i znalazłam jakąś medytację. 18 minutowy filmik. Myślę sobie, jakim trzeba być naiwnym człowiekiem, żeby w to wierzyć…. Włączyłam filmik, zamknęłam oczy i wykonałam rzetelnie wszystko, co mówił głos.

Obudziłam się rano wypoczęta, jak nigdy. Żadnych lęków. NIC. Rozkosz z każdej minuty w ciagu dnia. Moje zmysły wróciły na swoje miejsce. Żadnych, nawet najmniejszych szelestów w psychice, podpowiadających, że idzie zagrożenie.
Po kilku dniach zorientowałam się, że to jedno ćwiczonko mentalne uwolniło mnie ze wszystkich strachów nawet z dzieciństwa. Poszło z grubej rury wszystko. Nie miałam pojęcia, co to za metoda, o co tu chodzi. Nagranie zniknęło z netu i koniec. Ale ja jestem dobrym kopaczem. To był początek mojej edukacji w tym zakresie. Zmieniłam diametralnie poglądy dotyczące psychosomatyki. Przeczytałam tony książek i na poważnie zajęłam się tym zagadnieniem testując na sobie i innych moje odkrycia, łacząc je z programem żywieniowym. Od tamtego pamietnego wieczoru nie zażyłam nigdy więcej psychotropów. Jednym „głupim” filmikiem wyeliminowałam nerwice lękową.

Mimo całej wiedzy, nie udało mi się pozbyć kompulsywnego objadania się. To był ostatni element, który odbierał mi spokój. I skoro nie było to związane z lękiem, to musiał być jeszcze jakiś inny temat do przerobienia. Nie bawię się w ustawienia, totalną biologię czy inne medyczne zapędy. Nie chcę skupiać się na chorobach i ich leczeniu. To za dużo dla mnie. Ja potrzebuje czegoś, co działa, niezależnie od tego czy rozumiem działanie, czy nie. Chociaż rozumienie ułatwia, ale ważne, aby to nie była encyklopedia medycyny naturalnej czy chińskiej, czy germańskiej, albo jeszcze tej wypaczonej akademickiej. Ja tego nie chcę wiedzieć. Potrzebuję prostych rozwiązań, do których nie muszę się doktoryzować, aby to rozwiązanie na mnie zadziałało. W całym tym poszukiwaniu metody na pozbycie się nawyku autodestrukcji pomogły mi huny. Po wielu latach wróciłam do nich, bo sobie po prostu przypomniałam o nich, gdy w 2013 roku zastosowałam pewien rytuał z ciekawości, ale zastosowałam go z kilkoma innymi i nie przypisałam mu żadnej właściwości.
Przez lata byłam przekonana, że pomogło mi coś innego, ale teraz to coś innego nie działało, natomiast huny zadziałały znowu i natychmiast. Ale nie same. One bardzo prosto wyjaśniły cały mechanizm działania i dlaczego trzeba pewne rzeczy zastosować. One mają kluczowe znaczenie. I nie same huny działają, a to co one pokazują. Równie dobrze może to być msza w kościele czy układanie kamieni w stos. Ale musi być zachowany pewien schemat. On nie musi być rozumiany. Ma być wykonany. Koniec.

Na samym początku sierpnia byłam gotowa i z czystej ciekawości usiadłam przy biurku i właczyłam nagranie, które stworzyłam. Moja sesja nie trwała 18 minut tylko 57… Zapomniałam dodać, że podczas kilkuletniego poszukiwania, czytania masy książek dowiedziałam się, czym było to nagranie, które uwolniło mnie z panicznego strachu po trzęsieniach ziemi.
Po skończonej wieczornej sesji poszłam spać.

Dzisiaj, po 4 miesiącach stosowania mojego planu żywieniowego plus jednorazowa sesja mam następujące wnioski:
– Nigdy więcej się nie objadłam
– Gdyby nie regularny tryb życia, zapomniałabym jeść
– Zupełnie nie odczuwam głodu
– W trakcie menopauzy w czasie pandemii przytyłam 10 kg. W tej chwili jestem 12 kg na minusie w 4 miesiące. Może nawet więcej, ale waga mi się zepsuła i nie wiem.
– Na każdym polu moje życie rozkwita i pojawiają się sukcsy, jak przed laty.
– Mój poziom energi szybuje i jestem szczęśliwa
– W dziwny sposób rzeczy, o których marzyłam od dawna zaczynają się układać dla mnie pomyślnie
– Moja intuicja głośniej do mnie mówi

Krótko mówiąc, posprzątałam swoje pole energoinformacyjne i stworzyłam przestrzeń dla czystej kreacji. Dziękuję Bogu dzisiaj za to trzęsienie, za własne uparte kopanie w książkach i testowanie na sobie.
W tej chwili wraz z moimi mentorami, co mnie niezmiernie cieszy, rozpoczynamy specjalne wyzwanie dla kobiet, w którym wielką i ważną częścią będzie metoda uwalniająca od kortyzolu. Wiele o tym mogą powiedzieć kobiety, które w ostatnich dniach testują to na sobie i jaki spokój je ogarnia. To dopiero początek, bo już sam ten program jest niebywale skuteczny, a ja dokładam moją cegiełkę w postaci systemu, który stworzyłam, na pozbywanie się kompulsywnego pożerania jedzenia, który działa natychmiast.

Po takiej dawce odprogramowywania powrót do wymarzonej sylwetki i kondycji ciała oraz głowy staje się prosty i bezwysiłkowy. I o to mi chodziło. Mamy teraz do dyspozycji kombajn z całą wiedzą za free. ZA FREE!
Jeśli zmagasz się z tym wszystkim, lub choćby z częścią problemów, które tutaj opisałam, zapraszam Cię do kontaktu.

A co do rozwodu, żadne to rozwiązanie…. i głupie na dodatek. Wkurzyłam sie bardziej na siebie, bo przez te 4 miesiące najlepszego jedzenia w moim życiu, zgubienia kilogramów w menopauzie i fantastycznego samopoczucia, już po wigilijnej kolacji powiedziałam mężowi, że się z nim rozwodzę. Bo nie wytrzymam kolejnych świąt i innych okazji, kiedy on będzie nieszczęśliwy jeśli nie zjem tego, co on przygotował. A on, rodowity Włoch przygotowuje najczęściej spaghetti, tagliatelle, lazagne i inne mączne rzeczy… Poza tym, gdzie ja bym takiego człowieka znalazła, przy którym mam codzienną dawkę zdrowego i perlistego śmiechu. Mój mąż jest wyjątkowy i istnieje tylko jeden egzemplarz :))))

Na szczęście nie cierpiałam w ogóle na drugi dzień, co mnie niesamowicie pozytywnie zaskoczyło. Te 4 miesiące były dla mnie, jak bajka. Wolność w głowie od stałego zastanawiania się, co by tu zjeść. Moja kreatywność wystrzeliła w kosmos. Bałam się tego cierpienia, jak jakiegoś kaca na drugi dzień, ale organizm wolny od świństw świetnie sobie radzi.

Co moge powiedzieć na koniec? Ta metoda działa jak jasny gwint! Więc jeśli i Ty chcesz sie wreszcie uwolnić od kortyzolowego brzucha, bezwysiłkowo schudnąć, pozwolić organizmowi na powrót do równowagi, mieć spokój w głowie i w duszy, to zapraszam Cię do wyzwania. Działaj, bo warto żyć życiem w wolności od cudzych programów. Wróć do poprzedniej strony